Projekt denko czerwiec 2016
Hej kochani. Kolejny miesiąc już za nami. Więc czas na comiesięczny post na moim blogu którym jest projekt denko. W miesiącu czerwcu jak już wam pisałam miałam urlop i większość mojego czasu spędziłam na pracach sezonowych, jakimi było pielenie i zbiór truskawek. W związku z tym nie miałam zbyt wiele czasu żeby zadbać o siebie. Dlatego też projekt denko w tym miesiącu będzie się składał głównie z naprawdę niezbędnej każdemu pielęgnacji. Ale żeby nie przedłużać to zacznijmy, bo jednak trochę mi się tego uzbierało.
Pierwszym z produktów które udało mi
się zużyć jest płyn do kąpieli Cien z Lidla o zapachu Sweet
Orange. Robiłam kiedyś na blogu recenzję tego kosmetyku i była
ona dość pozytywna. Jednak po pewnym czasie użytkowania zmieniłam
o nim zdanie. Zaczął mnie denerwować jego zapach, mało się
pienił, i do tego był bardzo niewydajny, ja raczej już do niego
nie wrócę, ale jak ktoś ma ochotę to może wypróbować, tym
bardziej że cena nie jest wysoka, około 5 zł za 1l.
Zużyłam też doszczętnie (jak widać
na zdjęciu) krem fluid na dzień Oasis Fresh Dawn z Oriflame z
filtrem SPF 35. Był to jeden z moich ulubionych kosmetyków do
ochrony twarzy przed słońcem. Niestety został już wycofany. Miał
bardzo przyjemną, delikatną konsystencję, szybko się wchłaniał,
nadawał się zarówno pod makijaż, jak i do samodzielnego nałożenia
na twarz. Doskonale nawilżał, nie bielił twarzy, oraz nie
pozostawiał tłustej warstwy. Był też bardo wydajny, wystarczył
mi na około 3 miesiące. Nie był też drogi, za 30 ml zapłaciłam
9.99. Szkoda że jak coś jest dobre to muszą to wycofać. A może
ktoś z was zna jakiś dobry i nie drogi krem do twarzy z filtrem.
Niestety w tym miesiącu skończył mi
się również jeden z lepszych o ile nie najlepszy szampon do włosów
jaki miałam. Chodzi oczywiście o Garnier Fructis, szampon
wzmacniający gęste i zachwycające. Używanie tego produktu było
rozkoszą dla moich zmysłów. Pachniał bardzo świeżo i owocowo,
doskonale oczyszczał zarówno włosy jak i skórę głowy. Po jego
użyciu włosy rzeczywiście były jakby grubsze, a napewno bardziej
sprężyste i uniesione przy nasadzie. Nie przetłuszczały się
szybko, były sypkie i bardziej podatne na układanie. Ja napewno
jeszcze wrócę do tego szampony, a szczerze mówiąc już wróciłam
i mam nawet dwa opakowania, bo bardzo chciałam wypróbować innych
wersji. Ale najpierw muszę zużyć wszystkie szampony które mam w
zapasie. Koszt za 400ml to około 8 zł.
Z następnego produktu również nie
byłam zadowolona. A jest nim serum do twarzy koktajl brązujący z
wyciągiem z orzecha. Myślałam że będzie to produkt wyrównujący
kolor skóry, a niestety był zwykłym chamskim samoopalaczem w
dodatku o bardzo dziwnym kolorze. Nie nakładał się równo,
pozostawiał smugi i plamy. Dobrze że nie był drogi. Cena za dwie
saszetki to około 3 zł. No nie uświadomiłam sobie że została mi
jeszcze jedna saszetka, ale może użyje jej ma nogi jako
samoopalacza. Ja napewno już do niego nie wrócę.
Przedostatnim zużytym przeze mnie
kosmetykiem było wreszcie coś do makijażu. A dokładnie podkład w
musie ideał flawles z Avonu w kolorze Shell. Początkowo byłam
bardzo zadowolona z tego produktu. Do tego stopnia że wzięłam aż
dwa opakowania w zapasie. I na szczęście w czerwcu udało mi się
zużyć to drugie. Nie wiem czy to moja skóra się zmieniła, czy
ten produkt. Ale nakładał się strasznie tempo, w zasadzie żeby
wyglądał jakoś przyzwoicie to można było nałożyć go tylko
palcami, po pędzelku pozostawały smugi. Teraz gdy jestem już trochę
opalona kolor był dla mnie zbyt różowy. Ale to nic, najgorsze było
to że skóra po jego nałożeniu bardzo szybko zaczynała się
świecić. Ponadto w okresie letnim produkt był dla mnie zbyt
ciężki, czułam że moja skóra pod nim nie oddycha. Kolejnym
minusem było to że bardzo podkreślał suche skórki. Podsumowując
na zimę jeszcze sprawdza się całkiem dobrze, ale na sezon letni
zdecydowanie nie polecam.
I ostatnim produktem jest zużyty przez
mojego męża dezodorant w kulce z serii Avon Sport o zapachu Pure
Victory. Jak zwykle nie mogę wam zbyt wiele o nim powiedzieć. Mąż
spytany co o nim myśli powiedział "dezodorant jak dezodorant",
a ja od siebie mogę powiedzieć że bardzo ładnie
pachniał-połączenie jałowca i rozmarynu, oraz że nie był drogi.
Koszt to 5zł.
I to by było na tyle jeśli chodzi o
zużyte przeze mnie ( i przez mojego męża -a co niech ma)
kosmetyki. Jak widzicie było tego trochę, ale przyznam szczerze że
ze zużyciem niektórych rzeczy męczyłam się już jakiś czas. A
wam co udało się zużyć w ostatnim czasie? Zapraszamy do
komentowania i życzę miłego dnia.
Komentarze
Prześlij komentarz